W Pańskim Sadzie/recenzje
-
Kurier Lubelski -Skarby z blaszanych pojemników po kawie Pluton i pudełkach po torcikach Wedla
W „Pańskim Sadzie" to tytuł najnowszej książki Roberta Horbaczowskiego, regionalisty, miłośnika historii oraz wieloletniego dziennikarza prasy lokalnej i ogólnopolskiej. Jest to dalszy ciąg znakomitych opowieści tyszowieckich od lat snutych przez autora.
Książka w Pańskim Sadzie nie jest monografią Tyszowiec" -zastrzega we wstępie do tej publikacji Robert Horbaczewski.„To książka złożona z okruchów wspomnień dawnych mieszkańców. Uzupełniona źródłami archiwalnymi, artykułami prasowymi, wzbogacona fotografiami przechowywanymi od pokoleń w rodzinnych albumach, tekturowych pudełkach po torcikach Wedla lub w blaszanych pojemnikach po kawie Pluton".
Bohaterowie „Pańskiego Sadu" w swoich opowieściach przenoszą nas do Tyszowiec, które w czasach międzywojennych były niewielkim miasteczkiem,ale z wielowiekowymi tradycjami (miejscowość prawa miejskieotrzymała przed 1419 rokiem). Od najdawniejszych czasów było to miasto rzemieślnicze. Tak pisał o układzie dawnych Tyszowiec Jan Górak w książce pt. „Miasta i miasteczka Zamojszczyzny".
„Rynek w Tyszowcach, jak w większości miasteczek Zamojszczyzny, miał drewnianą zabudowę podcieniową. Domy parterowe, usytuowane szczytami lub też ścianami wzdłużnymi do pierzei, były przykryte dachami dwuspadowymi z mieszkalnymi poddaszami (...)" - notował Jan Górak. „Przylegająca do rynku od północy osada-jurdyka zwana Ostrów miała domy rzemieślnicze ustawiane szczytem do ulicy, usytuowane na wąskich działkach".
Nie wszystkie ulice Tyszowiec są jednak bardzo stare. Na przykład ul. Kościelna powstała „dopiero" w drugiej połowie XIX wieku, przy drodze doŁaszczowa. Ważne dla mieszkańców były także przedmieścia tej miejscowości: Zamłynie, Majdan czy Dębina. Tam jednak zabudowa była dawniej typowo wiejska.
Prawdziwym bogactwem Tyszowiec byli zawsze ludzie. To im Robert Horbaczewski poświęca szczególną uwagę. W ostatniej książce skupił się głównie na opowieściach o nich z dwudziestolecia międzywojennego. Według spisu z 1921 r. osada liczyła wówczas dokładnie 4420 osób. W tym było 1592 Polaków, 377 miało pochodzenie ukraińskie, a 2451 - żydowskie. W takim tyglu życie musiało być wyjątkowe.
W Pańskim Sadzie to opowieść ludzi o ludziach. Wsłuchiwałem się w te barwne wspomnienia podczas każdego pobytu w Tyszowcach. Nagrywałem, dokumentowałem” – opisuje swój warsztat pracy pisarskiej Robert Horbaczewski. „Niestety większość moich rozmówców już odeszła. Mam nadzieję, że udało mi się ocalić atmosferę miasteczka, które pamiętali ze swoich młodzieńczych lat. Ocalić to, co powoli odchodzi w zapomnienie”.
W cyklu opowieści tyszowieckich powstały wcześniej książki Roberta Horbaczewskiego pt. „W blasku świec” i „W cieniu kopuł”. Najnowsza publikacja jest ich znakomitym uzupełnieniem. Książka ma 226 stron. Umieszczono w niej kilkadziesiąt zdjęć archiwalnych (na dobrej jakości papierze prezentują się znakomicie).
Projekt okładki i skład przygotował Piotr Aurzecki, a korektę wykonała Iwona Pieczykolan. Książkę wydrukowano w lubelskiej drukarni „Akapit sp. z o.o”.
Bogdan Nowak 19 września 2021 r. Kurier Lubelski