Tu Szewce/Recenzje

  • Gazeta Wyborcza Lublin - Nie demon tylko buty
    Ta druga opowieść tyszowiecka Roberta Horbaczewskiego jest o szewcach oraz o ich butach, zwanych tyszowiakami, które były nawet za kolana, albo i jeszcze wyżej i nie miały podziału na prawe i lewe, dlatego każdego dnia trzeba było je nakładać na inną nogę, aby się nie zdeformowały.

    To druga książka Roberta Horbaczewskiego z podtytułem "opowieści tyszowieckie". Pierwsza ("W blasku świec"), podobnie jak i ta druga, oparta na rozmowach z najstarszymi mieszkańcami miasteczka i na dokumentach z archiwów, poświęcona była panoramie wielokulturowej dawnych Tyszowiec. Kto zakochany jest twórczości Isaaca B. Singera będzie chwalił Tyszowce jako miejsce, gdzie pojawił się ostatni demon. Jednakże same Tyszowce mogą być trochę zawiedzione tym, jak je potraktował Noblista, skoro tenże pisał, że "miasteczko jest tak małe, że kiedy przejeżdża przez nie fura i koń jest na rynku, to tylne koła fury sięgają rogatek". Co gorsza, "Adam nie wdepnął tutaj nawet po to, aby się wysikać". Wprawdzie coś w tym jest, skoro Tyszowce przez wieki słynęły... błotem i mówiło się: "Paryż słynie złotem, a Tyszowce błotem", oraz że błoto obok drogi na rynek było takie, że utopił się w nim Kozak z piką na koniu. A jak wspomina, przytoczona w nowej książce Horbaczewskiego nauczycielka Stanisława Choczyńska, kiedy do Tyszowiec przyjechał pierwszy autobus, w błocie ugrzązł po osie.

    Więc w drugiej książce Roberta Horbaczewskiego "Tu Szewce. Opowieści tyszowieckie" o demonie nie ma nic, jest za to o błocie, ale w pewnym konkretnym kontekście. Otóż być może właśnie błoto przyczyniło się do rozwoju i utrwalenia potęgi Tyszowiec w szewstwie. Nawet internetowa Wikipedia podkreśla, że w 1563 roku w Tyszowcach powstał pierwszy cech szewski. Buty robione w Tyszowcach, zwane tyszowiakami, znakomite były tak na mrozy jak i na błoto. Wieść (niestety, nie naukowa) niesie, że w ogóle nazwa Tyszowce wzięła się od zawołania, którym miejscowi odpowiadali na pytanie: - Kto wy? A odpowiadali: - Tu szewce! Tutejsza szewska legenda głosi, iż król Władysław Jagiełło zamówił 10 tysięcy butów tyszowiaków, aby co dzielniejsi woje mieli w czym walczyć z Krzyżakami pod Grunwaldem, a zadowolony Jagiełło miał po bitwie tyszowieckich mistrzów wychwalać pod niebiosa.

    Ta druga opowieść tyszowiecka Horbaczewskiego jest zatem o szewcach, najważniejszej tamtejszej grupie społecznej, oraz rzecz jasna o butach, które były za kolana, albo i jeszcze wyżej i nie miały podziału na prawe i lewe, dlatego każdego dnia trzeba było je nakładać na inną nogę, aby się nie zdeformowały. Znajdziemy tu frapujące opowieści o tym, jak tyszowiaki się wykonywało, o zwyczajach cechów i o najzdolniejszych mistrzach, oraz co było potem, a w aneksie znajdziemy nawet "księgę Kwitacyi" (majstrów przyjętych do cechu od połowy XIX wieku) oraz "księgę wyzwółek z lat 1848-1921". Jak należy się domyślać, buty tyszowiaki pojawiają się w tle, a niekiedy na pierwszym planie, ważnych uroczystości przypomnianych przez autora. Na przykład 22 września 1947 roku na powitanie biskupa Stefana Wyszyńskiego zbudowano wysoką na dziesięć metrów bramę, na której "kiwała się para skórzanych butów, symbol i chluba miasteczka", a napis na niej głosił: "Arcypasterzu - witają Cię szewcy". Za to powitanie spotkały szewców z Tyszowiec represje, tydzień po biskupie najechała ich milicja i wojsko. A wiecie dlaczego podczas procesji nosi się w Tyszowcach świece długości... pięciu metrów? Nie wiecie? To przeczytajcie.

    Grzegorz Józefczuk  "Gazeta Wyborcza Lublin"  27 marzec 2009