Tu Szewce/Recenzje

  • Dziennik Wschodni - W książce o "tyszowiakach" przez wieki
    Były to proste buty o jednakowym fasonie. Bez rozróżniania na but prawy i lewy. Obszerne w środku, z cholewami sięgającymi powyżej kolan. Wyrabiano je ze skór garbowanych w dębowej korze. Mowa o "tyszowiakach".


    To one zrobiły Tyszowcom reklamę na wieki i właśnie o nich jest najnowsza książka Roberta Horbaczewskiego "Tu Szewce".

    "Działo się to wieki temu na niewielkiej wyspie wciśniętej w rozlewisko rzeki Huczwy. Dostępu do niej strzegły bagna i topole ukryte wśród trzciny, sitowia, kęp olch i wierzb. - Kto wy? - krzyknął wędrowiec. - Tu szewce!- miał odkrzyknąć mu miejscowy."

    Tak zaczyna się opowieść Horbaczewskiego. Od tego zawołania wzięła się ponoć nazwa Tyszowiec, choć językoznawcy wiążą ją raczej ze zdrobnieniem imienia Tymoteusz (Tysz lub Tisz, do którego dodano przyrostek "-owce").

    Autor przypomina przekazywaną z pokolenia na pokolenie legendę o królu Władysławie Jagielle, który szykując się do bitwy z Krzyżakami pod Grunwaldem, miał zamówić u tyszowieckich szewców 10 tys. par buciorów.

    -Choć w dokumentach historycznych o tym zleceniu nie ma słowa, miejscowi daliby się pokroić za to, że tak właśnie było - mówi Robert Horbaczewski.

    A trzeba przyznać, że autor zadał sobie sporu trudu,by dotrzeć do dokumentów przechowywanych w archiwach domowych i państwowych, a także unikatowych, starych fotografii.

    Po raz pierwszy szewców tyszowieckich wymienia dokument z lustracji Tyszowiec z1560 roku. Trzy lata później rzemieślnicy szewscy skupili się w cechu, który miał bronić ich interesów i otrzymali przywileje nadane im przez Zygmunta Augusta.

    Przywileje królewskie - jak dowiadujemy się z książki - dopuszczały do cechu szewskiego tylko chrześcijan. Żydzi mogli jedynie wykonywać luksusowe obuwie z zagranicznych materiałów. Rzemiosło szewskie nie należało jednak do najwyżej cenionych w miasteczku.

    Z siedemnastowiecznych ksiąg miejskich wynika, że do rady miejskiej wybierani byli rzemieślnicy najbardziej płatni. Nie było wśród nich szewców.

    W 1840 roku na 252 rzemieślników było w Tyszowcach 54 szewców, a 25 lat później już 78. Najwięcej przedstawicieli miały rodziny Sendeckich i Stelmaszczuków.

    Horbaczewski dotarł do ich potomków, którzy kultywowali rodzinna tradycję do końca lat 50. ubiegłego wieku. Przerwała ją brutalna powojenna rzeczywistość peerelowska.

    Dziś o długiej i chlubnej tradycji szewskiej miasteczka przypomina tablica stojąca przy wjeździe do Tyszowiec z widniejącą na niej parą butów "tyszowiaków" i napisem "Tyszowce ongiś z kunsztu szewskiego słynące", pamiątką po rozsławiających Tyszowce rzemieślnikach są jeszcze nazwy dwóch uliczek - Garbarska i Szewska.

    Buty "tyszowiaki" można zobaczyć w muzeum albo u potomków tyszowieckich szewców, którzy nie sprzedaliby ich za żadne skarby. W marcu sławne buty trafiły na rewers lokalnej monety.


    Leszczek Wójtowicz  "Dziennik Wschodni" 17 kwiecień 2009