Tu Szewce/Opinie czytelników

  • O Tu szewcach i walankach - Zbigniew z Tuczap
    Ta książka musiała powstać.Tę książkę musiał ktoś napisać. Tym większa zasługa autora Roberta Horbaczewskiego - miejscowego kronikarza królewskiego miasta, że staje się to w chwili przed ostatniej.


    Za jakiś czas tylko ta książka przemówi do przyszłego pokolenia. Przecież nie izba pamięci, której powstanie niektórzy wieszczą, a inni proszą. Tak już bowiem jest, że ważne rzeczy ratujemy w ostatniej chwili- jak gdyby wierząc w ich wieczne trwanie. Tak jest i w tym przypadku.

    Lektura książki przenosi nas w tak odległe prawie prehistoryczne sposoby wytwarzania butów /i to jeszcze do nie dawna/, że budzić musi szacunek nie tylko wśród historyków tego rzemiosła.
    Powstała z pewnością z wielkiej pasji, powiem więcej - zauroczenia przez spadkobiercę tych opowiadań, dziejami dziadów i pradziadów tej ziemi. Wydana starannie i na przyzwoitym poziomie edytorskim - zachęca każdego potencjalnego czytelnika, do wejścia w świat miniony.A jej następne wydanie można wzbogacić dodatkiem -filmowo- dźwiękowym, /gratka dla koneserów tej barwnej mowy/ jeżeli oczywiście Pan zdąży lub posiada , bądź też relacjami uzupełniającymi czytelników. Według mnie ta książka powinna znaleźć się w tzw. kanonie lektur zobowiązujących.

    I rzecz bardzo ważna - powinna być dostępna w przystępny sposób w mieście Tyszowce, jak wizytówka. Czas spędzony na lekturze „Tu szewce" jest czasem odzyskanym, jak potwierdzają to liczni czytelnicy. Serdeczne dzięki.


    Do opisanej przez Pana Roberta Horbaczewskiego historii rzemiosła, czyli ówczesnego przemysłu obuwniczego, tyszowieckiego, może warto wspomnieć o epizodzie raczej handlowym, dotyczącym trochę innych butów.Tak samo mocno związanych z Tyszowcami - ściślej miejscowym targiem. Myślę tu o butach walankach - to już po wojnie, które w miejsce zlikwidowanych tyszowiaków, choć nie tylko, jako gorszy rodzaj obuwia, w sensie estetyki, ceny i prestiżu, były dosłownie wszędzie w tzw. wiejskim pejzażu codziennym. Noszone najchętniej przez cały przekrój wiekowy rodziny, ze wskazaniem na starszych. A w dobie niewydolności krajowego przemysłu obuwniczego i zalet jakie posiadały do spełnienia, na naszym XIX wiecznym ciągle terenie/ czterdzieści lat temu/, były jako obuwie niszowe, niezastąpialne: do lasu, w pracy, do drogi saniami w podróż długą i niepewną.


    Najbardziej chyba rozpowszechnionymi byłytzw.suchowolce. Dla mnie pamiętającego ten prawie domowy wynalazek,- rzecz charakterystyczna dla ubogich społeczeństw, które w desperacji egzystencjalnej wykorzystują każdy odpad, każdy skrawek metalu , czy plastiku.nbTak i tutaj robione były ze starej dętki traktora - to tzw. kalosz frezowany antypoślizgowo szlifierką /mały rowek/. Serwisowany zawsze u tyszowieckiego, jedynego wulkanizatora, gdzie w jego pakamerze piętrzyły się czekające w kolejce stosiki kaloszy , jak w obozowym muzeum.
    Część górną, wkładaną do owego kalosza stanowił właściwy but uszyty z ciepłego, miękkiego materiału, jakiegoś rodzaju grubego koca. Obszywany tasiemką, w innych walankach pojawiała się skórka lub skay. Młodzież raczej unikała tego - ich zdaniem obciachowego obuwia - przynajmniej reprezentatywnie. Chociaż różne sytuacje życie aranżowało ztym obuwiem w roli głównej. Buty SUCHOWOLCE na kilkanaście lat idealnie wtopiły się w folklor tyszowieckich jarmarków i schodziły u handlarzy jak ciepłe bułeczki. A i u użytkowników schadzały się do końca . Po prostu jak ciepłe buty. Ciekawi mnie ich miejsce produkcji, czyli tzw.patent pochodzenia. Wiem, że były szyte również w naszej okolicy, może i w Tyszowcach?

    Może ktoś uzupełni brakujące ogniwa wiedzy, tę cząstkę obuwniczego epizodu Tyszowiec. Może jakiś egzemplarz ocalał? Sama nazwa - czy jest związana z nieodległą Suchowolą na Zamojszczyźnie, czy też wywodzi się z podlaskich Suchowólców. Bo to z tamtego terenu rozprzestrzeniały się w swoim czasie, w kręgu kultury wschodniej, aż po Wisłę, różne walonki, walanki m.in. za sprawą miejscowego mieszkańca tamtych terenów, który z carskiej Rosji przywiózł maszynę do wytwarzania sławnych butów z owczej wełny -walonków.
    Z pewnością życie wymusiło jakieś modyfikacje, stąd zapewne na naszym lokalnym rynku była bogata i różnorodna oferta tego typu ciepłych butów. Swego rodzaju jakichś „kuzynów'', w nawiązaniu do tematu książki - sławnych „tyszowiaków.''


    Ciepło pozdrawiam
    Zbigniew
    Tuczapy

    7 listopada 2010