2014-01-27
  Roman Wiśniewski. Ułan pocztowiec piłkarz

  • Było w Tyszowcach kino. Przebojem był film „Krzyżacy". W filmie, jako statysta zagrał Roman Wiśniewski, przedwojenny kawalerzysta, a wówczas naczelnik Urzędu Pocztowo - Telekomunikacyjnego w Tyszowcach.

    Roman Wiśniewski, gdy dowiedział się, o tym, że szukają chętnych kawalerzystów do filmu pod roboczym tytułem „Krzyżacy- Grunwald" zgłosił się na ochotnika. Przeszedł szczegółowe badania lekarskie, zdał fachowy egzamin z jazdy konnej (zaliczono go do I grupy jeździeckiej), a następnie wziął zaległy urlop wypoczynkowy i w sierpniu 1959 roku został skoszarowany na poligonie wojskowym w Stargardzie Gdańskim. To tam kręcono sceny batalistyczne do filmu, który wszedł potem do kin pod tytułem „Krzyżacy".
    „ Wiedziałem, że czeka mnie tam duży wysiłek fizyczny z połączony z ryzykiem wypadku. Jednak dawna ambicja kawaleryjska zagrała we mnie i nie pozwoliła ponosić się obawom. Pozostałem zamknięty w sobie i przygotowany na wszelkie wyczyny kawalerzysty. Pojechałem zdecydowany" - napisał potem Roman Wiśniewski w kronice urzędu pocztowego w Tyszowcach.

    wisniewski tyszowce

    Roman Wiśniewski jako "krzyżak"

    Opiekował się końmi na planie i poza planem. Oswajał jej z tarczami i sztandarami oraz szczękiem oręża w pozorowanych bitwach. Grał zarówno role knechtów krzyżackich, jak i rzutkich Tatarów. Brał udział w scenach batalistycznych jak i kameralnych. Jechał m.in. na czele pamiętnej szarży 20 jeźdźców tatarskich, którzy przedarli się na tyły wojsk krzyżackich. Wiśniewski wspomina, że tą szarże powtarzali aż 7 razy, zanim reżyser Aleksander Ford krzyknął: „Wspaniale".
    Film „Krzyżacy" wywołał w Tyszowcach ogromne emocje. Po pierwszym seansie miejscowy kinooperator Roman Czarnecki na korytarzu zebrał całą garść guzików od ubrań, tak się ludzie pchali do drzwi. Przez miesiąc grał „Krzyżaków" nie mógł ludzi tym filmem nasycić. Przychodziła młodzież, ich rodzice i dziadkowie. Ci ostatni przynosili ze sobą wodę w butelkach, tak na wszelki wypadek, gdyby mieli zasłabnąć z wrażenia. Sam Roman Wiśniewski do tego aktorskiego epizodu podchodził ze skromnością. W Tyszowcach wszyscy wiedzieli o jego zamiłowaniu do koni. Nie jednego członka banderii konnej (wystawianą ją kiedy np. do Tyszowiec przyjeżdżał biskup) uczył jak należy jeździć w kawaleryjskim szyku.
    - Oprócz koni miał też drugą pasję sport. Założył zespół piłki nożnej i siatkowej, organizował biegi przełajowe - mówi Urszula Morska, która pracowała z Romanem Wiśniewskim w tyszowieckim urzędzie pocztowym.

    Kto kopnie ten zostaje
    Roman Wiśniewski przed wojną był ponoć piłkarzem Pogoni Lwów. I to nie najgorszym. Najstarsi kibice z Tyszowiec pamiętają, że piłka trzymała się jego nogi niczym but. Potrafił nią żonglować, dryblować między zawodnikami, pokazywał różne sztuczki. I jako jedyny miał prawdziwe piłkarskie buty „meczówki". W 1948 roku założył klub piłkarski, późniejszą „Huczwę" Tyszowce.
    Wtedy pod koniec lat 40 piłka nożna dla większości mieszkańców Tyszowiec była dyscypliną nieznaną. Z gier zespołowych grano w siatkówkę, palanta lub dwa ognie. Na pierwsze mecze ludzie przychodzili więc z ciekawości. Drużynę stanowili dwudziesto, trzydziestolatkowie byli partyzanci, uciekinierzy z Wołynia, ci których los rzucił na chwilę w te strony. Pierwsze stroje to były robione na drutach getry lub zwykłe podkolanówki, spodenki (krótsze dłuższe, jakie kto miał) oraz białe koszulki na ramiączkach. A na nogach buty różnego rodzaju. Jedni grali w kamaszach, drudzy w tenisówkach, inni w pantoflach. Grozę budził Zdzisław Szyprowski, który zwykł grywać w ciężkich narciarskich butach.
    W każdym bądź razie dzisiejsza narodowa dyscyplina w Tyszowcach przyjęła się. Roman Wiśniewski postanowił zaszczepić miłość do futbolu miejscowej młodzieży. Zebrał więc młodych chłopaków na pastwisku za miastem, przyniósł skórzaną, wiązaną piłkę i kazał ją kopnąć jak najwyżej. Komu ta sztuka udała się trafił do drużyny. Zebrał tak z dwudziestu kilku chłopaków, podzielił na dwie drużyny, pokazał, o co w grze chodzi i kazał grać. Z graniem było jednak różnie. Byli tacy, którym jak kazał grać na skrzydle na beku, czyli w obronie, to i cały mecz potrafili na tym skrzydle przestać. Faulami też się aż tak zbytnio nie przejmowano. Jak się ktoś przewrócił to miał wstać i grać dalej. Więc grano.

     

    wisniewski tyszowce

    Roman Wiśniewski ze swoim zespołem piłkarskim 1949 rok


    Sam Roman Wiśniewski grał, jako napastnik, a potem w latach 50 i 60 był już tylko dobrym duchem zespołu. W dniu meczu wdziewał na siebie galowy, pocztowy mundur i w przerwie do służbowej czapki zbierał „diety" dla graczy. A gdy jego zespół strzelił gola Wiśniewski na wiwat rzucał swoją służbową czapkę w górę.


    Pocztowiec z krwi i kości
    Pracą i pasją Romana Wiśniewskiego była poczta.
    - Był służbistą, ale takim ludzkim. Poczta to było jego życie - wspomina Urszula Morska, która w 1968 roku rozpoczęła pracę w tyszowieckim urzędzie pocztowym.
    Roman Wiśniewski do Tyszowiec przyjechał latem 1947 roku. Sam przedstawiał się jako repatriant z Zachodu, przedwojenny listonosz. I to właśnie w Tyszowcach 1 września 1947 roku objął funkcję naczelnika Urzędu Pocztowo-Telegraficznego.
    - Przyznaję szczerzę wątpię czy podołam swoim obowiązkom dźwignięcia urzędu i utrzymania go na poziomie. Ośmioletnia rozłąka z pocztą zrobiła swoje. Wkrótce otrząsnąłem się z letargu a podniecony szczęściem połączenia się po burzy przeżyć ze swoim umiłowanym zawodem sprzed wojny, przystąpiłem ze zdwojoną energią do pracy i głębokim zrozumieniem obowiązków wobec wyzwolonej Ojczyzny. Każda praca ma swoje tajemnice i cele. Poczta przede wszystkim jest tą pracą, która uczy systematyczności i uczciwości - napisał w kronice..
    Rzeczywiście z lektury kroniki pocztowej można zorientować się, że Wiśniewski był tytanem pracy. W 1949 roku został uznany za przodownika pracy w miejscowym urzędzie pocztowym (wypracował 168 procent normy). Przodował w powiecie w sprzedaży kuponów Totalizatora Sportowego, w upowszechniani idei oszczędności (w 1958 roku otrzymał za to nawet talon na motocykl). Rozwijał czytelnictwo prasy.

     

    wisniewski Romen

     Roman Wiśniewski w otoczeniu pracowników Urzędu Pocztowego w Tyszowcach


    W 1956 roku Roman Wiśniewski doprowadził do ujęcie fałszerza książeczki oszczędnościowej Powszechnej Kasy Oszczędności. Dyrektor PKO w Warszawie nagrodził go za to nagrodą pieniężną w wysokości 350 zł. To dzięki niemu urząd pocztowy w Tyszowcach zawdzięcza też swoją obecną siedzibę. Naczelnik Wiśniewski nie mogąc doprosić się u miejscowych władz pomieszczenia na pocztę doprowadził do zaadoptowania na ten cel budynek dawnej stajni wybudowanej w 1942 roku na potrzeby żandarmerii niemieckiej. Budynek oddano do użytku w 1957 roku, kiedy naczelnik Wiśniewski obchodził 10 lecie swojej pracy pocztowej w Tyszowcach.
    - To był prawdziwy społecznik, ludzi takiego formatu już nie ma - mówi Urszula Morska.
    W połowie lat 70 Wiśniewski został przeniesiony służbowo do Bełżca. Do pracy dojeżdżał z Tomaszowa Lubelskiego, gdzie ożenił się po raz drugi. Tam też zmarł na raka trzustki. Spoczywa na tomaszowskim cmentarzu.

    Robert Horbaczewski


    O sportowych osiągnięciach Romana Wiśniewskiego przeczytasz także w

    http://roberthorbaczewski.pl/aktualnosc20,5,18,rok-1948---tak-kopie-huczwa.html