2018-02-16
  Drewniany krzyż dla pamięci

  • W Podborze w gminie Tyszowce, tuż przed lasem stoi drewniany krzyż. Wyrytona nim napis "Boże Błogosław Ojczyznę Naszą". Historia krzyża związana jest z pacyfikacją wsi i tragicznym losem Stanisława Szwanca, żołnierza AK, który zginął na Majdanku.


    To było w czerwcu 1943 roku. I zaczęło się ponoć od truskawek. Ukrainiec z Podboru, mieszkający tuż przy lesie uprawiał truskawki, którymi handlował. Ponoć partyzanci nocą chodzili mu je rwać. Gospodarz postanowił poskarżyć się żandarmerii. Kiedy Heinrich Ernest Schultz, komendant miejscowej żandarmerii w towarzystwie policjantów granatowych z Tyszowiec późnym wieczorem wracał na kwatery, Ukrainiec wyszedł mu naprzeciw. Schultz widząc nieznajomego, już sięgał po pistolet, ale powstrzymał go jadący obok Antoni Jakubiak policjant granatowy (w konspiracji miał ps. Jaszczur, był referentem Wojskowej Służby Ochrony Powstania)."To miejscowy ogrodnik" - miał powiedzieć.

    Ukrainiec pożalił się na partyzantów. Schultz kazał prowadzić się na pole. W pewnym momencie z lasu padły strzały. Ukrainiec został zabity na miejscu. Ranny został jeden z żandarmów.


    ”

    Niewiele zachowało się zdjęć ojca. O tu stoi ojciec, obok mamy. Byłam wtedy małą dziewczyną - pokazuje Bolesława Tarnawska z Podboru.


    Następnego dnia brat zabitego postanowił się zemścić. Doniósł, kto we wsi jest w konspiracji i że partyzanci mają broń. Wskazał, gdzie mieszka Marian Pilarski ps. Grom (przedwojenny chorąży zawodowy, od listopada 1943 roku, po aresztowaniu większości przywódców tyszowieckiej konspiracji objął funkcję komendanta 21 kompanii tyszowieckiej AK).

    Następnego dnia, 17 czerwca 1943 r., Niemcy zorganizowaliw Podborze obławę. Otoczyli całą wioskę. W Wojciechówce, wiosce sąsiadującej z Podborem aresztowali szewca Arcabę. Przywieźli go pod chałupę w lesie, w której mieszkała rodzina Pilarskiego. Wyprowadzili z niej jego żonę Wierę z dziećmi: 15-letnią Danutą oraz mającymi po pięć lat bliźniakami Januszem i Romaną.

    - Ojciec wspominał, że jeden z Niemców rozbił wtedy babci nos granatem tłuczkiem - mówi Dariusz Pilarski, wnuk Mariana, syn Janusza.

    Rodzinę Pilarskich zaprowadzono do jednej ze stodół. Sam Pilarski zdążył się wtedy ukryć na strychu. Zakopał się pod strzechą. Niemcy dostrzegli drabinę stojącą przy chałupie. Kazali Arcabie wejść na strych i sprawdzić, czy nie ukrywa się tam Pilarski. Zagrozili, że jeśli skłamie, zginie. Arcaba będąc na strychu, zamaskował ukrywającemu się pod strzechą Pilarskimu buty. Rzucił na nie wiązkę słomy. Niemcom powiedział, że nikogo na strychu nie ma. Niemiec, który po nim wszedł po drabinie na strych w głąb pomieszczenia nie wchodził. Pilarski się uratował.


    Bili tłuczkiem na stole

    W tym czasie żandarmi zatrzymywali mężczyzn z Podboru. Niektórych prowadzili na przesłuchanie do chałupy Drąszcza.Zatrzymanych kładli brzuchem na stół, od spodu stołu wiązali im ręce sznurkiem, krępowali sznurami nogi i bili nieszczęśników wałkiem do ciasta, zaczynając od pleców, na udach kończąc.

    - Z przodu na stołku stało wiaro z wodą. Jak ktoś traciłprzytomność, to zanurzali jego głowę w wodzie lub wylewali mu wiadro wody na głowę. I bili dalej. Niektórzy dostali tak mocno, że nie mogli się ruszać. Przyprowadzili i mnie. Nie kładli mnie na stole. Pytali czy znam Pilarskiego, czy wiem gdzie się ukrywa, kto ma broń. Odpowiedziałem, że wiem, że w Podborze mieszka Pilarska, ale Pilarskiego nie znam. Wtedy Niemiec walnął mnie pięścią w twarz aż fiknąłem na podłogę, uderzając głową o podłogę. Potem dołożył mi znowu - wspominał Edward Jakubiak, wówczas 25-latek.

    Miał szczęście. W momencie przesłuchania do chałupy wszedł miejscowy "rajsdojcz" Rudolf. Przyszedł wstawić się za swoimi szwagrami, którzy także zostali wtedy zatrzymani. Przekonywał, że to niebandyci.

    - Kiedy znowu zaczęli mnie bić, weszło dwóch Niemców. Jeden z nich powiedział wskazując na mnie: "Das ist ein schuhmacher keinbanditen" (red. To jest szewc, nie bandyta). Ci Niemcy wcześniej chodzili po Podborze skupowali jajka. Przyszli do nas do domu. Mama dałaim jajek. Oni chcieli płacić. Matka nie chciała pieniędzy. Powiedziała,że chce, aby oddali jej syna, którego właśnie zabrano z domu. Już mnie po tym nie przesłuchiwali - wspominał Edward Jakubiak.

    Potem - jak opowiadał Edward Jakubiak - na dworze rozległsię sygnał trąbki. Niemcy kilkudziesięciu zatrzymanych w obławie poprowadzili na niewielki plac, w pobliżu posesji Jana Jakubiaka ps. Puchacz, dowódcy drużyny leśnej Podbór (on sam zdołał uciec przed obławą). Tam kazano im położyć się twarzą do ziemi.

    - Niemcy schodzili już po tej obławie z pól. Gdy leżeliśmy na ziemi, przyszedł jakiś Niemiec z listą. Sprawdzał, kto z tych zatrzymanych był na liście. Wzięli mój ausweis. Na liście było trzech Jakubiaków: Aleksander, Jan i Paweł. Mnie i brata Stefana nie było na tej liście. Niemiec powiedział wtedy: "Wy dwajdo domów" - wspominał Edward Jakubiak (w AK od lipca 1943, miał ps. Krzemień, był żołnierzem 4 drużyny Podboru, zmarł w 2014 roku).


    ”

    Stanisław Szwanc jako żołnierz Wojska Polskiego

     

    Niemcy tego dnia aresztowali 13 mężczyzn z Podboru m.in. Bronisława,Jana, Józefa, Władysława i Stanisława Martyniuków, Pawła Krasia, Stanisława Biedunkiewicza, Stanisława Szwanca "Sęk", Pawła Jurkiewicza, Antoniego Szawaryna, Tyskiego i gajowego Aktekę.Trzech trafiło do obozu pracy w Zamościu, dwóch trafiło do obozu na Majdanku, resztę wywieziono na roboty przymusowe do Niemiec. Wszyscy, oprócz Stanisława Szwanca, wrócili potem do rodzinnej wsi.


    Numer 6777

    Stanisław Szwanc (ur. 1900) ps. Sęk był przed wojennym kapralem Wojska Polskiego saperem. Żołnierzem drużyny Podbór. W śledztwie został ciężko pobity. Był jednym z dwóch zatrzymanych, których wzięto na dalsze badania do siedziby gestapo w Zamościu. Ostatecznie Stanisław Szwanc trafił do obozu koncentracyjnego na Majdanku. Otrzymał numer więźniarski 6777.

    - Była w gminie tłumaczka, która miała swoje kontakty i potrafiła wydobyć aresztowanych ludzi. Mama nosiła jej różne produkty spożywcze. I rzeczywiście wystarała się o dokument, aby ojca zwolniono zobozu. Było jednak już za późno. Zmarł w obozie 6 listopada 1943 roku wskutek odniesionych wcześniej ran po pobiciu. Nie chciały się goić. Jego ciało spalono w krematorium - opowiada jego jedyna córka Bolesława Tarnawska z Podboru.

     

    Krzyż na pamiątkę

    Po wojnie Marian Pilarski, wówczas już komendant obwodu zamojskiego WiN, a potem także Inspektor Inspektoratu Zamojskiego wraz ze swoimi ludźmi, w miejscu, gdzie Niemcy spędzili zatrzymanych mężczyzn, na pamiątkę pacyfikacji postawił dębowy krzyż. Wykonał go cieśla z Duba. Na ramionach krzyża wyryto napis: "Boże Błogosław Ojczyznę Naszą", a także datę 1944- 16 sierpnia 1947 (wtedy poświęcono krzyż). Podczas krótkiego przemówienia Pilarski podziękował mieszkańcom Podboru za to, że go nie wydali.


    ”

     

    - Powiedział też, że ten krzyż to pamiątka dla mego ojca, który choć ciężko pobity, nie wydał go - opowiada Bolesława Tarnawska.

    Krzyżem opiekowali się przez lata mieszkańcy Podboru, także nieżyjący już mąż pani Bolesławy. Ostatni raz był remontowany 20 lat temu. Podczas letniej wichury krzyż został uszkodzony. Niebezpiecznie przychylił się.

    © Robert Horbaczewski

    Więcej o wojnie i okupacji w Tyszowcach w książce "W cieniu kopuł" 

    Zobacz  http://roberthorbaczewski.pl/ksiazka6,3,14,zamow-on-line.html