2015-12-07
  Ślady wojny. Karabin wykopany w polu.

  • To były ostatnie godziny okupacji niemieckiej. Nad Tyszowcami krążyły radzieckie samoloty. Jeden z nich został zestrzelony przez Niemców nad tzw. Sołtyszczyzną. Rolnik z Przewala wyorał niedawno pozostałości tego samolotu. W tym radziecki wielkokalibrowy karabin maszynowy.

    Świadkiem zestrzelenia radzieckiego samolotu był wówczas 8-letni Zygmunt Kostrzewski, późniejszy pilot, podpułkownik lotnictwa wojskowego, prokurator wojskowy badający wypadki lotnicze. Na początku lutego 1944 roku jego rodzina uciekła z Wasylowa i zatrzymała się u krewnych w Przewalu koło Tyszowiec. Kiedy 21 lipca front dotarł do Tyszowiec, Kostrzewscy postanowili schronić się w dolinie między Niedźwiedzią Górą a Przewalem. Inni ukrywali się na Sołtyszczyźnie, która także położona jest w dolinie. Tam, w okopach i bunkrach zrobionych przez ludność cywilną chowali się też Niemcy. W pewnym momencie pojawił się rosyjski dwumiejscowy Ił-2.


    Tyszowce Horbaczewski

    Nagle nadleciał IŁ 2



    - Teren jest tam pagórkowaty, więc latał w górę i dół. Kiedy pikował, to zrzucał bomby, kiedy podrywał się, to siedzący tyłem do pilota strzelec pokładowy ostrzeliwał cele na ziemi. Samolot najpierw przypikował w dolinę. Potem po zboczu przeleciał zwrotem bojowym w stronę zabudowań Romanowicza. Gdy kolejny raz pilot zrobił zwrot bojowy, wyprowadzając samolot na zabudowania Romanowicza, przez otwarte wrota stodoły wystrzeliła zenitówka niemiecka. Niemcy strzelili celnie, co nie było takie trudne, bo samolot operował na małej wysokości i nastawił im się krzyżem - opowiada pan Zygmunt.
    Niemcy odstrzelili samolotowi ogon. Myśliwiec uderzył w zbocze i się roztrzaskał. Strzelec pokładowy zdążył wyskoczyć ze spadochronem wprost na dach stodoły. Trafił do niewoli niemieckiej.
    - Ta opowieść o odstrzelonym ogonie może wydawać się przekoloryzowana, ale Ił-2 miał ogon zrobiony z drewna, więc był łatwy do zniszczenia. Przód samolotu był silnie opancerzony. To miało swoje minusy. Kiedy silnik został uszkodzony lub uległ awarii to ciągnęło go bezwładnie nosem do dołu i następowało uderzenie w ziemię. Przymusowe lądowania kończyły się zazwyczaj śmiercią załogi - wyjaśnia ppłk Zygmunt Kostrzewski.

    Zygmunt Kostrzewski

    Zygmunt Kostrzewski

    Parę dni po przejściu frontu do gospodarzy na Przewalu, u których mieszkali Kostrzewscy, przyszedł miejscowy sołtys z ruskim oficerem w stopniu kapitana. Polecił ojcu pana Zygmunta, aby oficera zawieźć do Duba, gdzie Rosjanie na dawnym niemieckim lotnisku polowym zorganizowali garnizon.
    - Ten Rosjanin okazał się właśnie strzelcem pokładowym zestrzelonego Iła. Opowiedział nam, że dostał się do niewoli. Niemcy zamknęli go w jakimś chlewiku w Komarowie. Po którymś natarciu uciekli. On wydostał się i dotarł do Przewala. Chciał zobaczyć miejsce, gdzie był wrak samolotu. Mój starszy brat zaprowadził go tam. Pojechałem z nimi. Maszyna była poskręcana. Znajdowało się tam tzw. działko WJa. Była tam jeszcze osmalona ręka pilota. Zakopali ją. Oficer zapłakał tak po męsku nad mogiłą i pojechali - wspomina pan Zygmunt. Zapamiętał, że owy oficer był niewielkiego wzrostu, że śladami po ospie na twarzy o tatarskich rysach.
    - Moja mama mówiła, że on był Tatarem. Poznała ich, bo podczas pierwszej wojny światowej z rodziną trafiła aż do Taszkientu - mówi Zygmunt Kostrzewski.

    Na łyżki i grzebyki

    Wrak rozbitego samolotu leżał na polu jeszcze długo. Mieszkańcy Przewala i przebywający tam uciekinierzy siekierami wycinali blachę aluminiową i robili z niej przedmioty codziennego użytku, głównie łyżki. To był towar poszukiwany.
    - Uciekając w popłochu przed ukraińskimi bandami, nikt nie pamiętał, żeby zabrać ze sobą takie rzeczy jak łyżki. Ich produkcja była chałupnicza. Na przykład w hełmie niemieckim topiło się aluminium, potem masę wylewało się do dwuczęściowej formy, wyżłobionej w piaskowcu, a po zastygnięciu łyżkę szlifowało się piaskiem. Inni ludzie wyrabiali grzebienie aluminiowe, którymi potem handlowali na rynku w Tyszowcach. Brało się pasek blachy aluminiowej i piłą zrobioną ze starej, specjalnie stępionej kosy nadpiłowywało grzebienie. W ten sposób wrak znikł. Na początku jednak doszło do tragedii. Na polu, obok samolotu, Niemcy zostawili furmankę i zaminowali ją - wspomina Zygmunt Kostrzewski.
    Zginął tam osiemnastoletni Julian Nowak, który wraz z mężczyzną o nazwisku Bryk poszedł oglądać wrak. Julian chwycił minę i odrzucił ją na bok. Eksplodowała, raniąc go śmiertelnie.
    - Z tego wraku samolotu wybierałem amunicję i znosiłem ją do domu. Aż pewnego dnia jakiś sowiecki oficer, który u nas nocował, zobaczył co robię i razem z synem gospodarza wrzucili tę moją amunicję do dołu po ziemniakach i ją zakopali - wspomina pan Zygmunt.

    Historia sprzed 70 lat ożyła.
    Rolnik z Przewala orząc pole zahaczył pługiem o jakieś żelastwo. Zainteresował się tym. Zaczął kopać coraz głębiej i głębiej, prawie do metra. Wykopał jakieś kable, elementy aluminium i pozostałości karabinu lotniczego.
    - Orałem to pole wielokrotnie. Ale kiedyś był lżejszy sprzęt, mniejsze pługi i dlatego to nie wychodziło - mówi rolnik.

    ”


    Okazało się, że odkopanym karabinem jest Uniwersalnyj Bieriezina (UB) radziecki wielkokalibrowy lotniczy karabin maszynowy będący na wyposażanie samolotów szturmowych Ił-2 i Ił-10 oraz bombowców Tu-2 i Pe-2. UB stanowił uzbrojenie tylnych stanowisk strzeleckich

    © Robert Horbaczewski

    Więcej o czasach II wojny światowej w Tyszowcach i okolicy w książce:

    ”

    Publikację możesz zamówić on-line

    http://roberthorbaczewski.pl/ksiazka36,3,38,zamow.html