2013-02-19
  Rok 1931_Hela sympatia Puławskiego

  • Helena Nowicka Mejbaum była pierwszą kobietą w przedwojennym Lublinie, która wystąpiła przed sądem, jako obrońca. Harcerką, społeczniczką, sympatią inż. Zygmunta Puławskiego, genialnego konstruktora samolotów.

    Warszawa 25 listopad 1923 r.

    Halko!

    ...W zupełności zgadzam się na Twoje poglądy, co do śmierci i właśnie, dlatego, że mam przeświadczenie o ciągłem jej sąsiedztwie nie przejmuje mnie to zbytnio i wolałbym (tak jak to Nietsche mówi) skończyć w pełni sił, w przełomowym punkcie skąd zaczynałby się upadek. Z narażenia się otrzymuje wrażenie szerszego tętna życia, większej siły i pewnego rodzaju zwycięstwa. Życie w puchu to nie dla mnie (przynajmniej teraz mam takie wrażenie, nie wiem jak długo je zachowam jeszcze), najlepiej się czuje w solidnej pracy i na wyprawach"...- pisał do swojej sympatii młody wówczas student Politechniki Warszawskiej Zygmunt Puławski. Było to zaledwie dwa tygodnie po tym, jak podczas wykonywania korkociągu zabił się jego kolega pilot por. Szczepański. Relacjonując Helenie to tragiczne zdarzenie napisał:
    „Powiadam sobie „trudno" i myślę, że nie cofnie mnie to z drogi lotnictwa i że śmierć wciąż blisko krąży, muskając lekko swoimi skrzydłami. Jedna chwilka..."


    Ta chwilka nastąpiła 8 lat później. W sobotę 21 marca 1931 r. około godz. 14.00 już wówczas inżynier Puławski wystartował do czwartego lotu próbnego na skonstruowanym przez siebie samolocie - amfibii PZL-H, która mogła startować i lądować zarówno na ziemi jak i na wodzie. Trzy pierwsze próby - w drugiej połowie lutego i pierwszej połowie marca - były pomyślne. Czwarty start nie był udany, gdyż samolot odmówił posłuszeństwa i ugrzązł w błocie pośrodku mokotowskiego lotniska. Konstruktor-pilot nie dał za wygraną i spróbował jeszcze raz. Tym razem powiodło się. Samolot wzbił się w górę i po zatoczeniu kilku kół nad lotniskiem poszybował w kierunku Ochoty. Za kościołem św. Jakuba w Warszawie pilot chciał zawrócić na lotnisko, jednakże przy skręcie awionetka „pośliznęła się na skrzydło" i z wysokości około 150 metrów runęła na jezdnię u zbiegu ulic Sękocińskiej i Kaliskiej przygniatając dwóch idących tamtędy mężczyzn. Jeden z nich wyszedł z wypadku ze złamaną ręką i nogą. Drugiemu skrzydło samolotu ucięło rękę. Spod stosu pogiętej stali wyciągnięto pokrwawionego pilota. Jeszcze żył. Zmarł kilkanaście minut po wypadku, w Szpitalu Ujazdowskim w Warszawie. Miał 29 lat. Pochowano go z honorami na cmentarzu przy ul. Lipowej w jego rodzinnym Lublinie. Dokładnej przyczyny katastrofy nie ustalono.
    Młody inż. Puławski był już wtedy postacią znaną, konstruktorem wysoko ocenianych w świecie samolotów pościgowych „PZL-P I", „P-6" i „P-7". Były to pierwsze całkowicie metalowe płatowce polskiej produkcji charakteryzujące się oryginalnym sposobem mocowania górnego płata skrzydła przypominającego skrzydła mewy. Płat ten przeszedł do historii lotnictwa, jako tzw. płat Puławskiego, niekiedy określany płatem polskim. Konstrukcje młodego inżyniera rodem z Lublina uznane zostały za jedne z najlepszych na świecie i były wizytówką formującego się polskiego przemysłu lotniczego.
    Helena Nowicka, już wówczas żona adwokata Tadeusza Mejbauma musiała pewnie przeżyć śmierć Zygmunta, chociaż od wielu lat nie utrzymywała z nim kontaktu. Korespondencja urwała się w 1924 r. kiedy Zygmunt zdawał ostatnie egzaminy dyplomowe. Licząca blisko 20 listów poczta między Haliną a Zygmuntem dotrwała do dzisiejszego dnia dzięki zapobiegliwości rodziny Mejbaumów, którzy przez tyle lat przechowywali korespondencję.


    Kokarda pod fartuszkiem
    Kim była Helena Nowicka, w której przez krótki czas swoje uczucia zaangażował genialny konstruktor?
    - To była zacna postać. Przede wszystkim była to harcerska z krwi i kości - mówi Maria Mejbaum, jej synowa, emerytowana nauczycielka z Zamościa.
    Helena urodziła się w 1902 r. w Wierzbicy. Jej rodzice nie mieli majątku. Ojciec Apoloniusz, jako robotnik najemny pracował w cukrowni w Trawnikach. Matka Helena z Dyakowskich w 1908 r. podjęła decyzję o wyjeździe z córkami do Lublina. Ponieważ zarobki ojca nie wystarczały na utrzymanie i wykształcenie dzieci, pani Nowicka zaczęła zarabiać utrzymując uczennice na stancji. Jej córka Helena (którą dla odróżnienia od matki nazywano Haliną) rozpoczęła edukację w Gimnazjum Filologicznym im. Heleny Czarnieckiej w Lublinie. Tam zaangażowała się w działalność zakonspirowanego harcerstwa. Zbiórki odbywały się w mieszkaniach prywatnych. Jako odznakę nosiły biało-czerwone kokardki pod fartuszkami. W tajemnicy ćwiczyły musztrę, uczyły się służby sanitarnej, organizowały uroczystości patriotyczne w rocznice powstań niepodległościowych, co roku na cmentarzu przy ul. Lipowej w Lublinie dekorowały biało-czerwonymi kokardami i bukietami grób księdza Ściegiennego.
    Kiedy wybucha pierwsza wojna światowa Helena i jej koleżanki uwierzyły, że kraj może w końcu odzyskać niepodległość. Wysyłały paczki dla legionistów z ciepłą bielizną, na drutach robiły dla nich rękawiczki i nauszniki, pisały kartki świąteczne z życzeniami, opiekowały się rannymi legionistami oraz opuszczonymi i zaniedbanymi dziećmi. Kiedy w listopadzie 1916 r. do Lublina zawitał komendant Józef Piłsudski i z balkonu hotelu Victoria przy Krakowskim Przedmieściu przyjmował defiladę, Helena, jako przedstawicielka II drużyny harcerskiej wraz z Zosią Gołębiewska i Ewą Szelburg (późniejszą Zarembiną, znaną autorką bajek i opowieści dla dzieci) wręczyła komendantowi bukiet kwiatów i pieniądze zebrane przez harcerzy na pomoc legionom.
    - Nie pamiętam dokładnie daty, ale Halinka często wspominała, jakie wielkie wrażenie wywarł na Niej i na całej drużynie apel poległych, który odbył się 11 listopada w rocznicę odzyskania niepodległości. Późny wieczór. Młodzież zgromadzona przy płycie Nieznanego Żołnierza na Placu Litewskim, lampiony, sztandary, odczytywanie listy poległych. Odpowiedzi: "poległ na polu chwały" i nazwa miejscowości. Wśród nich wiele znajomych nazwisk - wspomina jej siostra Maria.


     

    ”

    Helna Nowicka Mejbaum

    W 1919 r. po ukończeniu gimnazjum została komendantką drużyny. W czasie wojny z bolszewikami w 1920 r. prowadziła świetlicę dla harcerzy-ochotników wyruszających na front. Wraz z innymi harcerzami chodziła rekwirować druty kolczaste z prywatnych ogrodów na zasieki przeciw piechocie. W tym czasie do Lublina przybyły harcerki z Kresów. Radziły, aby bardziej zaangażowane skautki opuściły miasto i uciekały na Zachód. Te postanowiły jednak zostać na miejscu w każdej sytuacji.
    W 1922 r. jako podharcmistrz ZHP, członek koła Starszoharcerskiego na Uniwersytecie Lubelskim, była przyboczną komendantki kursu dla drużynowych w Zwierzyńcu oraz. Traf chciał, że akurat wtedy w fabryce mebli wybuch ogromny pożar. Brały udział w gaszeniu pożaru i to im pracownicy zakładu zawdzięczają uratowanie dzieci znajdujących się w przyfabrycznym żłobku.
    Była wtedy studentką Wydziału Prawa Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego (ukończyła go w 1923 r.). Z tego okresu datuje się jej korespondencję z Zygmuntem Puławskim. Ten szczupły, ciemnowłosy młodzieniec z czarnym wąsikiem imponował jej już wcześniej, kiedy jako uczeń szkoły handlowej Vetterów działał w III Lubelskiej Drużynie Harcerskiej. Dał się poznać jako doskonały organizator wycieczek, zabaw i podchodów.

    Nie lubił mazgajstwa i słabości, starając się wpajać w swe otoczenie kult dzielności i zaradności. Lecz gdy komuś z nas naprawdę było ciężko umiał potrzebującego otoczyć braterską opieką dzieląc się z przyjaciółmi wszystkim, co posiadał - tak go wspominała w 1936 r. w „Księdze pamiątkowej 25 lecia Harcerstwa na Lubelszczyźnie".


    Kobieta przed sądem
    „Kobieta obrońca przed sądem. Po raz pierwszy w Lublinie" - donosiła 9 marca 1927 r. jedna z lubelskich gazet.

    Sąd Okręgowy w Lublinie rozpatrywał dzień wcześniej sprawę Michała Pietrania i innych oskarżonych o zakłócenie spokoju publicznego. Jak donosił dziennikarz: „na ławie obrońców zasiadała po raz pierwszy kobieta, aplikanta sądowa Nowicka, która z urzędu broniła jednego z oskarżonych".

     

    Helena Nowicka  Horbaczewski

     

    Helena Mejbaum, pierwsza z lewej

    Rok później złożyła egzamin sędziowski i przez następne dwa lata pracowała w Komisji Ziemskiej w Lublinie, jako referentka w dziale prawnym. W 1930 r. wyszła za mąż za adwokata i również harcerza Tadeusza Mejbauma. Młodzi wyjechali do Opola Lubelskiego, gdzie Tadeusz założył kancelarię adwokacką. Helena pomagała mężowi w jej prowadzeniu. W latach 1936-1939 odbyła aplikację adwokacką. Wybuch wojny uniemożliwił jej złożenie egzaminu adwokackiego (złożyła go w czasie wojny w 1942 r.) W swoim życiorysie napisanym w 1957 roku wspomina:
    „Przed wojną pracowałam w Komitecie Dożywiania Dzieci w Opolu. Zorganizowałam i prowadziłam dożywianie, które na terenie Opola nie istniało. Zajmowałam się również organizacją różnych kursów dokształcających dla dziewcząt, jak kursy kucharskie, dwuletnie kursy kroju i szycia. Zorganizowałam dla absolwentek tych kursów pracownię krawiecką opartą na zasadach spółdzielczych, która istniała do wybuchu wojny".
    We wrześniu 1939 r. wraz z nielicznym kołem Opolan zorganizowała kuchnię dla żołnierzy z rozbitych jednostek wojskowych, opiekowała się uciekinierami z Wielkopolski i Śląska prowadząc dla nich kuchnię, schroniska i opiekę sanitarną. Po powstaniu w całym kraju Rady Głównej Opiekuńczej została jej przewodniczącą w Opolu, pracując jednocześnie w oddziale zakaźnym dla chorych na tyfus plamisty. Umieszczano w nim chłopów zwolnionych z obozów dla wysiedlonych z Zamojszczyzny.
    - Siostra zajmowała się też organizowaniem pomocy i opieki nad rodzinami więźniów i partyzantów. Dostarczała do lasu lekarstwa, wyżywienie a nawet broń. Podczas okupacji jej dom był otwarty dla wysiedlonych. Tu była tzw. skrzynka kontaktowa Armii Krajowej - wspomina jej siostra Maria.
    - Wtedy, w czasie wojny Halina Mejbaum, po naradzeniu się z mężem, wzięła na wychowanie maleńkiego synka dentystki wysiedlonej z Poznania, która zmarła w szpitalu. Dali mu swoje nazwisko. To on, Jerzy w 1964 r. został moim mężem - opowiada Maria Mejbaum.


    Niedokończona rozmowa
    Wojenne przeżycia nie zabiły w niej aktywności. Pracowała nadal, jako przewodnicząca Gminnego Komitetu Opieki Społecznej, który prowadził kuchnię dla dorosłych, schronisko i dożywianie dzieci szkolnych. W instytucji tej pracowała do wiosny 1949 r. do czasu jej likwidacji. W 1944 r. zorganizowała też w Opolu prywatne przedszkole dla dzieci, które z czasem zostało upaństwowione. Była radną powiatową i miejską, angażowała się w działalność spółdzielczą, przez kilka lat była kierownikiem zespołu adwokackiego, pracowała w Towarzystwie Wiedzy Powszechnej. Od 1956 r. była wdową. Sama też zachorowała na długotrwałą chorobę.
    - Siostra wykazywała zawsze opamiętanie, wytrwałość, wytrzymałość na ból fizyczny i zmęczenie. Jeszcze jako młodziutka harcerka ćwiczyła się w znoszeniu bólu. Pamiętam na przykład, że posypywała solą skaleczenia robiąc przy tym dobrą minę. Dlatego umiała przez całe życie cierpieć w skrytości - napisała we wspomnieniach o niej jej siostra Maria.
    Helena, dla znajomych Halina Mejbaum zmarła nagle w sylwestrową noc 1968/1969 r. na zawał serca.
    - Zadzwoniła do nas. Składała nam życzenia i nagle przerwało rozmowę telefoniczną. Wtedy często przerywało rozmowy telefoniczne. Takie to były czasy. Następnego dnia pierwsza informacja jaką otrzymaliśmy była ta o śmierci mamy - opowiada jej synowa Maria Mejbaum.


    @ Robert Horbaczewski


    Więcej takich opowieści w albumie"Czar starej fotografii" 

    ”