2016-11-02
  Książka o Tyszowcach. Ostatnia kubania

  • Ukraińców nie było już Tyszowcach. Cerkiew na Majdanie przypominała o mordach UPA i niezabliźnionych ranach. Postanowiono ją rozebrać.



    (...)Jesienią 1944 roku rozpoczęto akcję repatriacyjną ludności ukraińskiej za Bug.
    - Ogłoszono informację, że wszyscy, którzy w rejestrach gminnych mają zapisaną narodowość ukraińską, zostaną wywiezieni na tereny Ukraińskiej Sowieckiej Republiki Radzieckiej. Nie wiem, czy ktoś odczuwał żal z tego powodu, my nie. Nie czuliśmy nienawiści, ale trudno byłoby żyć obok siebie - mówi Adam Piliszczuk.
    Jeśli wierzyć gminnym dokumentom, do wiosny 1945 roku z gminy Tyszowce do ZSRR wyjechały 2833 osoby narodowości ruskiej (466 rodzin). Z samego miasta oraz przedmieść Dębina i Zamłynie 190 rodzin: Hawrysiów, Diłów, Zrolów, Gresiuków, Piliszczuków, Krawczuków, Harańczuków, Lewczuków, Poturajów, Kalmuków, Kościów, Zińczuków, Bojków. Niektórzy po wielotygodniowej podróży trafili aż do Donbasu, nad Don. (...)Potem była akcja "Wisła". (...)
    Na początku lat 50. zadeklarowanych prawosławnych można było policzyć na palcach jednej ręki. Krzakami zaczęły zarastać cmentarze w Klątwach i Mikulinie. Przestały się palić świeczki w południowo-zachodniej części cmentarza parafialnego na Majdanie, na grobach Machometów, Kalmuków, Sawków, Lewendów i Panasów. Niektórych wychowanych w prawosławnej wierze chowano pod krzyżami łacińskimi. Tak było wygodniej. I bezpieczniej.
    Cerkiew na Majdanie od wojny była uszkodzona. Z największej kopuły zionęły dziury, ślad po niemieckich pociskach. Nowa władza cerkiew zamieniła na magazyn Gminnej Spółdzielni Samopomoc Chłopska. Trzymano w nim nawozy sztuczne i pasze. Na zewnątrz składowano węgiel. Przy wejściu zbudowano wagę wozową.

    cerkiew Tyszowce

    W cerkwi w Tyszowcach urządzono magazyn gminnej spółdzielni

    W 1958 roku zadecydowano o rozbiórce cerkwi. Kiedy zrzucano cerkiewne kopuły, nauczycielka Stanisława Choczyńska prowadziła akurat lekcję muzyki. Przerwała ją. Podeszła do okna i w milczeniu przyglądała się rozbiórce. Kiedy kubania [kopuła] roztrzaskała się o ziemię, powiedziała: „Bóg jest jeden. Bóg tych ludzi kiedyś pokarze". Do lekcji muzyki, jak wspominają uczniowie, już nie wróciła.
    - Kopuły były drewniane. Podcinali je z jednej strony, podpinali do ciągnika i po kolei zwalali. Biegaliśmy ze szkoły zobaczyć, jak głęboko w ziemię wbiją się krzyże spadające z tych kopuł. Niektórzy robili zakłady, czy krzyż wbije się w ziemię, czy też nie. Wszystkie się wbijały. Tylko ten z największej kopuły połamał się przy upadku. Sama kopuła potoczyła się aż pod kartoflisko. Najwięcej kłopotu mieli z zawaleniem największej wieży, na której były niegdyś dzwony. Nie wiedzieli, w jaki sposób się do niej dobrać. Tam pszczoły miały barć. Ktoś wlazł na górę i spuścił po linie parę baniaków miodu - wspomina Roman Marcola.
    - Do kopuł poprzyczepiano stalowe liny, które ciągnęły traktory, stalińce. Po dziś dzień mam w uszach trzask łamanych gałęzi i desek z upadającej kopuły. Jeszcze dziś słyszę wrzask wron kołujących nad tym miejscem. To była wiosna. Wrony właśnie złożyły jajka. To wszystko wyglądało koszmarnie - opisuje Jan Zieńczuk, wówczas uczeń podstawówki.
    - W murze cerkwi nie było grama cementu. Tylko piasek i wapno, a męczyli się z nią przez kilka dni - dodaje Bolesław Lesiuk
    Cegły ze zburzonej cerkwi wykorzystano przy budowie nowego skrzydła szkoły i z sali gimnastycznej. Powstały z nich też trzy kamienice w pobliżu rynku. Olga Machometa ilekroć przechodziła obok tych domów, robiła znak krzyża na piersiach (...)

    To fragmenty książki:


    Tyszowce W cieniu kopuł

    Więcej o książce
    :

    http://roberthorbaczewski.pl/ksiazka6,3,11,recenzje.html