2015-08-15
  Rzemiosło z Tyszowiec_Znak szewca Tybulczuka

  • Tadeusz Tybulczuk był szewcem butów prostych zwanych „tyszowiakami".  Szewcem cechowym. Posiadał swój znak. Rysował go zawsze na podeszwie butów, które opuszczały jego warsztat.

    Tyszowce przez wieki uznane było za szewskie miasteczko. Ludzie powiadają, że nawet jego nazwa wzięła się od zawołania „Tu Szewce". Szewcy mieli swój cech, który normował ich prawa i obowiązki. Swego cechmistrza i obyczaje. Ponoć jak mówi legenda pierwsze poważne zlecenie otrzymali od samego króla Władysława Jagiełły, który zamówił u nich aż 10 tys. par butów. To właśnie w butach „tyszowiakach" polscy rycerze dali łupnia Krzyżakom pod Grunwaldem. Potem kunszt miejscowych mistrzów szewskich doceniali inny królowie nadając tyszowieckim rzemieślnikom przywileje.
    - Szewcem był mój dziadek Leonard. Być może był nim także pradziadek Jan Tybulczuk, ale nie znalazłem danych na temat - mówi Bolesław Tybulczuk. On nie został szewcem. Poszedł w ślady mamy. Został krawcem.
    - Kiedy w latach 50 wchodziłem w dorosłe życie tradycyjne szewstwo już upadło. Nadto butów nie opłacało się szyć - mówi pani Bolesław.

    Tyszowce Horbaczewski Tybulczuk

    Znak szewca Tadeusza Tybulczuka


    Tyszowiaki to były buty niezwykłe. O jednakowym fasonie, co oznaczało, że można jej było nosić raz na prawej, raz na lewej nodze. Wyrabiane były ze skór garbowanych w korze dębowej „naturalnym sposobem". Szyte jedną dratwą, na wywrotkę.
    - Czyli po zszyciu poszczególnych części, za pomocą grubego kija zwanego wiślakiem, poczynając od noska przewracano but z lewej na prawą stronę. Wymagało to nie lada wysiłku. Ojciec jak wywracał but, to pot lał mu się po twarzy - wspomina Bolesław Tybulczuk.
    Były to buty obszerne w środku. Z cholewami sięgającymi powyżej kolan. Co znamienitsi szewcy tyszowieccy wykonywaną z drewna „pisaczką", dbając o swoją renomę, znakowali na podeszwie swoje wyroby różnymi krzyżykami, kreskami i ukośnikami.
    - Znakiem mojego ojca było coś na kształt przekreślonej strzały biegnącej od obcasa do podeszwy - mówi Bolesław Tybulczuk.

    Mama wyszyła nam nazwiska
    Tadeusz Tybulczuk, ojciec pana Bolesława urodził się w 1908 roku w Tyszowcach, jako najmłodszy syn Leonarda i Marii z Czarneckich.
    - Ojciec został szewcem, starszy o cztery lata jego brat Franciszek felczerem weterynarii - mówi pan Bolesław.
    Służbę wojskową Tadeusz Tybulczuk odbył w Równym w jednostkach łączności. W 1933 roku pojął za żonę Stanisławę Korżan, córkę znanego tyszowieckiego rymarza Bolesława Korżana. Ze związku tego urodziła się czwórka dzieci: przed wojną Czesław (1934) i Bolesław (1937), po wojnie Elżbieta (1946) i Urszula (1950).

     

    Tybulczuk_Tyszowce

     Tadeusz Tybulczuk z lewej, pamiątka ze służby w Równym


    W czasie wojny Tadeusz wstąpił do partyzantki. Przybrał pseudonim „Długi" i został żołnierzem w placówce Tyszowce- Jurydyka. Szył buty nadal i sprzedawał je okolicznym chłopom. Robił to po kryjomu, aby nie wpaść w łapy Niemców.
    - Pod koniec 1942 roku w Tyszowcach coraz głośniej zaczęto mówić o wysiedleniach. Ludzie bali się. Mama uszyła mi i bratu ciepłe ubranie. Wyszyła na nich nasze nazwiska. Do kieszeni dała nam trochę cukru. Bogu dziękować, że wysiedlenia nie było - wspomina Bolesław Tybulczuk.
    W ostatnich dniach okupacji niemieckiej rodzinę spotkał cios. Rankiem 13 lipca 1944 roku gestapo wspólnie z żandarmami z Rachań zorganizowali obławę na Jurydyce. Wśród kilkunastu aresztowanych był także brat Tadeusza - Franciszek ps. Tygrys, który pełnił funkcję zastępcy dowódcy sekcji sanitarnej w kompanii tyszowieckiej. Franciszek został zamordowany na zamojskiej rotundzie. Rodzina o jego losie dowiedziała się dopiero wiele tygodni później.
    - Kiedy była ekshumacja ojciec poznał swego brata po spodniach - mówi pan Bolesław.


    Szewc po kryjomu
    Po wojnie cech szewców odżył na nowo. Znowu szewcy wybierali swojego cechmistrza, obchodzili swoje święta. Aby działać legalnie od Ministra Przemysłu otrzymali koncesję na wyrabianie butów.
    - Ojciec wrócił do rzemiosła. Pomagałem mu wygniatać skóry na przyszwy i cholewy. Chodziło o to, aby skóra nabrała wyglądu groszku. To było żmudne - wspomina pan Bolesław.

     

    Tybulczuk Tyszowce Horbaczewski

     Bolesław Tybulczuk ze swoim drzewem genealogicznym


    Kres rzemiosłu przyniósł wrzesień 1947 roku. Stało się to tydzień po wizycie w Tyszowcach biskupa Stefana Wyszyńskiego ordynariusza diecezji lubelskiej (szewcy przyjęli go z honorami, wybudowali bramę z napisem „Arcypasterzu witają Cię szewcy). W poniedziałek 27 września do Tyszowiec przyjechało wojsko i milicja. Obstawiono drogi wyjazdowe, wystawiono posterunki przy domach. Pod pretekstem walką ze spekulacją przetrząsnęli każdą chałupę, zarówno szewców należących do cechu jak i tych, którzy do niego nie należeli. Zarekwirowano ponad 7 ton skór bydlęcych. Milicjanci skonfiskowali zarówno skóry wyprawiane, czyli moczone w gaszonym wapnie, jak i suche już wygarbowane w korze dębowej. Wszystkie wrzucali na paki ciężarówek. Z Tyszowiec wywieźli trzy wyładowane po brzegi ciężarówki.
    Bolesław Tybulczuk miał wtedy 10 lat. Pamiętam dzień rewizji. Wspomina, że tam gdzie stały ciężarówki przez kilka dni na bruku widniały kałuże po wapnie. Jest pewny, że skonfiskowanych skór nikt już nie wykorzystał. Wymieszane suche z mokrymi poszły na zmarnowanie.
    - Serca bolało jak się na to patrzyło. U nas w domu zabrali wszystkie skóry z zoły, czyli beczki zakopanej na podwórku gdzie moczyły się w wapnie. Zaczęliśmy, że starszym bratem Cześkiem płakać, że idzie zima, że nie będziemy mieli w czym chodzić. Jeden z żołnierzy zlitował się. Kazał nam brać największą skórę i uciekać. Zaciągnęliśmy ją za stodołę. Potem ojciec zrobił z niej buty - mówi pan Bolesław.
    Wspomina, że szewcy wykonywali swoje buty nadal, ale już potajemnie, a milicja i ORMO, co jakiś czas robiły rewizje. Jego mama w sadzie musiała się tłumaczyć, z powodu niewielkiego kawałka skóry, który trzymała w domu by od czasu do czasu zacerować dzieciom buty.
    - To było 50 deka, ale milicjant, który robił rewizję chciał się wykazać i wpisał więcej. Dopiero w sądzie ustalono prawdę, ale ile się mama straciła nerwów, ile pieniędzy poszło na adwokata - opowiada Bolesław Tybulczuk
    Jego ojciec bojąc się rewizji i konsekwencji karnych przestał wyprawiać i garbować skóry w domu. Wyjeżdżał do sąsiednich wsi, głównie Nabroża. Tam uczył miejscowych chłopów jak należy wyprawiać i garbować skóry. Sam zajmował się szyciem u nich butów.
    - Ojciec jak wyjeżdżał w poniedziałek to wracał dopiero w sobotę pod wieczór. Te szycie trwało jeszcze jakiś czas. Potem dał sobie spokój. Zajął się uprawą roli. Mama zarabiała na krawiectwie. Miała zawsze kilka uczennic - wspomina pan Bolesław.
    Z dawnego warsztatu dziadka i ojca zostało mu jedynie kilka narzędzi. Oraz para tyszowiaków będących pamiątką rodzinną.

    © Robert Horbaczewski

    Więcej o Szewcach z Tyszowiec w książce

    Tyszowce Tu Szewce Horbaczewski

    Zamów książkę on -line

    http://roberthorbaczewski.pl/ksiazka4,3,24,zamow-on-line.html